Historie filmu

Wracam do tej antologii zawsze, ilekroć wyprowadzają mnie z równowagi poświęcone Griffithowi rozdziały w najbardziej znanych historiach filmu: od Rothy do Sadou- la, od Jacobsa do Toeplitza, od Mitry’ego do Komarowa. Wszyscy ci szacowni badacze sztuki filmowej, chętnie się nawzajem cytujący, przyjęli bowiem pewien schemat klasyfikowania wielkości Griffitha i powielają bez końca tę samą kliszę: Narodziny narodu (1915) i Nietolerancja (1916) to szczyty jego twórczości, następne filmy zaś to kolejne stopnie jego upadku — aż do całkowitej degrengolady twórczej i życiowej. Obu tym arcydziełom poświęca się całe rozdziały, resztę zaś dorobku reżysera załatwia na kilku stronach lub w kilku akapitach. Być może, są to proporcje właściwe, jeśli chodzi o wagę każdego z filmów i jego miejsce w panteonie sztuki filmowej. Trudno jednak, by fakt ten nie budził sprzeciwu w chwili, gdy światowa literatura filmowa obdarza nas tuzinami tomów, poświęconych drobiazgowemu opisowi i analizie filmów takich trzeciorzędnych twórców, jak Samuel Fuller, Roger Corman, Val Lpwton czy Douglas Sirk. Najprzykrzejsze jest jednak to, że owe obiegowe i straszliwie już zestandaryzowane historie filmu nie dają odpowiedzi na najważniejsze pytanie: dlaczego Griffith zaczął już w latach dwudziestych przeżywać swój zmierzch? Przecież w tym samym czasie nieustannie pięli się w górę współcześni mu twórcy, jak Chaplin czy De Mille, nie mówiąc o całej plejadzie uczniów Griffitha. Co było powodem jego porażek, a wreszcie całkowitego wyobcowania z aktywnego życia filmowego? Czy przykład Griffitha można rozpatrywać w kategoriach niszczącego działania hollywoodzkiej machiny filmowej, której ofiarą padli także Erich von Stroheim i Orson Welles? Bo chyba nie weźmiemy poważnie pod uwagę sugestii jednego z historyków, że po prostu „Griffith się skończył, bo na starość był taki, że nikt z nim nie mógł wytrzymać…”