W podobnym tonie utrzymana jest wypowiedź zamieszczona w „Czasie”

Osiecki potrafił z nieomylnym wyczuciem skrótu pochwycić i zafiksować obiektywem najbardziej charakterystyczne i najbardziej sugestywne momenty dwumiesięcznego wdrapywania się na najwyższe szczyty Kordylierów. W parze z wyczuciem skrótu idzie poszukiwanie prostoty, a więc prawdy; film jest pozbawiony łatwych efektów i malowniczej blagi. Montaż naturalny i logiczny, nie ukazuje spojeń popisowych przeskoków i zestawień; obraz ściśle przylega do obrazu, równocześnie dany fragment wyprawy obraca się ku nam nowym aspektem. Przedstawiając nam uczestników wyprawy, Osiecki umieszcza na jednym planie ludzi, zwierzęta poczciwe muły i psy oraz bagaż, tony zawierające sprzęt alpinistyczny, przyrządy naukowe i żywność na dwa miesiące pustelniczego życia. Potem prowadzi nas za sobą na podgórskie kamieniste ugory, na pustynne przełęcze, na skaliste zbocza; rzuca na tło piaszczyska ciężko pełznący sznur ekspedycji; rozwija powolny i rytmiczny pochód mułów, kołysany jak gdyby falowaniem gór i tęskontą dali, ukazuje życie obozowe etapów. Zdobycie Mercedario, 6300 m, wydaje się zwykłą wycieczką. Ale oto pokazana w zbliżeniu twarz Daszyńskiego, zamaskowana brodą i ciemnymi rogowymi okularami, zdradza nadludzki wysiłek niedostrzegalnym ruchem warg, chwytających powietrze, rozrzedzone powietrze wyżyn. Groza gór bije od urwisk.