ZNACZENIE GRIFFITHA

A przecież znany radziecki reżyser Siergiej Jutkiewicz (w eseju „Griffith i jego aktorzy” z antologii „D.W. Griffith”, Moskwa 1944) już dziesięć lat przed Toeplitzem stwierdzał: „Griffith głosił abstrakcyjne idee o szczęściu ludzkości; jego pojęcia o dobru i złu nie wychodziły poza ramy purytanizmu, był daleki od właściwego rozumienia klasowych przyczyn, powodujących niemożność osiągnięcia przez szarych ludzi tego szczęścia, do którego tak dążył. Siwowłosy Don Kichot z orlim nosem walczył swoim celuloidowym mieczem z wiatrakami ludzkiej nietolerancji, ale robił to z tak wielkim zapałem, uczciwością i konsekwencją, że nie może to nie wywoływać w nas uczucia szacunku”. „Tak więc w tendencyjności twórczości Griffitha tkwi klucz do rozumienia siły jego szkoły — konkluduje Jutkiewicz. — Tendencyjność ta uwarunkowała i skierowała dwoma nurtami jego koncepcje jako dramaturga. Pierwszy to wykorzystanie w skali dotychczas nie znanej materiału historycznego; drugi — przeniknięcie w głąb współczesności, w życie zwykłych, małych ludzi »parterowej« Ameryki”. Eisenstein zaś w słynnym eseju „Dickens, Griffith i my” z tejże antologii nie wahał się stwierdzić: „Przeczucie tego, że kino stać na nieporównanie więcej, przeczucie, że właśnie to stanie się fundamentalnym zadaniem kina radzieckiego stojącego u początków swego rozkwitu – szczególnie wyraziście zarysowało się nam przy poznawaniu twórczości Griffitha, znajdowało coraz to nowe potwierdzenie właśnie w niej”. Nie chodzi mi tu wcale o efektowne zderzanie starych, jakby nie było, cytatów i ocen. Poszukując przyczynków do historii scenarzysty jako zawodu filmowego, nie można pominąć pewnego zdumiewającego faktu, który z jednej strony umacnia nas w przekonaniu o genialności Griffitha, z drugiej – zmusza do refleksji na temat specyfiki filmowego myślenia w procesie twórczym; uświadamia, jak dalece scenariusz odległy był kiedyś czy nawet obcy literaturze utrwalonej na papierze. O jaki fakt chodzi?