Wypowiedź ta pokrywała się z opinią większości krytyków

Podobnie wypowiadali się: Cękalski, Toeplitz i in. Zwracali oni uwagę na fakt, że prace Komisji stwarzały paradoksalne sytuacje: Kina grają wyłącznie owe «artystyczne» i «kształcące» filmy, a opinia publiczna narzeka, że dodatki są słabe”. „Otóż Cenzura jest bardzo łaskawa tłumaczył Toeplitz i nie czyni na ogół wyróżnień, dając wszystkim artystyczne kwalifikacje” I dalej rzuca on pytanie: „Czy przypadkiem tego rodzaju szczodre udzielanie kwalifikacji nie mija się z celem, a przymiotnik «artystyczny» nie traci swego znaczenia i wagi gatunkowej?” Najwięcej filmów otrzymywało kwalifikację „kształcący”. Powaga tematu już dawała gwarancję otrzymania jej. Producent najczęściej liczył na to, że Cenzura nie odmówi mu kwalifikacji na film o morzu, kresach, lotnictwie czy na inny temat o znaczeniu państwowym. Tematy tego typu uzyskiwały cenzurę bardzo łatwo, a poziom wykonania ich był bardzo niski. Co do uzyskania oceny „artystyczny” to według Cękalskiego trudno było stworzyć uzgodnione i bezsporne kryteria. Udzielanie więc tej oceny było dość dowolne. Dlatego też z obawy przed ryzykiem niektórzy tylko przedsiębiorcy decydowali się na realizację tematu „artystycznego”. Wypowiedzi te zawierały wiele słuszności. Jeżeli do tego dodamy, że owe niezakwalifikowane przez Cenzurę obrazy traciły dzięki tak silnej konkurencji wszelką wartość rynkową, to nie będzie nas dziwiło, że dyskwalifikacja filmu zniechęcała realizatora do dalszych prób i wysiłków, a wobec ogólnego braku odpowiednio przygotowanych twórców nie mogło to być obojętne.