SCENARZYSTA WYEMANCYPOWANY
W roku 1917 pozycja Frances Marion w Hollywood umocniła się do tego stopnia, że producent Jesse L. Lasky oznajmił pewnego dnia z dumą, iż właśnie wytwórnia Paramount uzyskała wyłączność realizacji jej scenariuszy. A czasopismo „Dramatic Mirror” zamieściło pierwszy wywiad z kimś, kogo oficjalnie uznawano i ceniono jako zawodowego scenarzystę: Dzisiejszy scenariusz różni się niepomiernie od scenariusza sprzed pięciu, trzech lat, a nawet roku – mówiła w wywiadzie Marion. – Właściwie zmienił się on znacznie w ciągu ostatnich sześciu miesięcy. Już nie jesteśmy w stanie kręcić filmów posługując się tekstami złożonymi z monosylab. Audytorium kinowe rozwinęło się tak szybko, że możemy dziś pisać historie coraz bardziej i bardziej skomplikowane. Scenarzysta był już wtedy wyemancypowanym, niezbędnym, powszechnie uznawanym współtwórcą filmu. Kogo – poza archiwistami – obchodzą dziś napisy, które w niemych filmach objaśniały akcją i zastępowały dialogi? Nowe pokolenia widzów znają je tylko z Iluzjonu lub telewizyjnego Kina Starych Filmów: białe litery na czarnym tle ekranu, często w ozdobnej ramce i z firmowym znakiem wytwórni lub biura wynajmu. Kto pamięta, że kiedyś, w bardziej emocjonujących momentach akcji, widownia odczytywała napisy głośno, chórem, jakby pomagając bohaterom. Nigdy nie zapomnę grubej, zaokrąglonej czcionki napisów, którymi w latach dwudziestych zaopatrywało swe filmy biuro wynajmu PETEF. W historiach kina brak jednak niemal zupełnie materiałów dotyczących napisów filmowych. Wprawdzie przed kilkunastu laty zrobiono jakiś konkurs czy festiwal najbardziej pomysłowych czołówek filmowych, ale nie o to chodzi; myślę o funkcji, formach i znaczeniu napisu w różnych okresach rozwoju sztuki filmowej.