We czwórkę z kina

Jeżeli fabularne fragmenty nie wzbudziły entuzjazmu, bo były to raczej prymitywnie sfilmowane próbki dźwiękowe – stuprocentowe lub synchronizowane muzyką i szmerami – to refleksje ogólne po pokazie zmuszały do zastanowienia. „Z kina wyszliśmy we czwórkę. Siergiej Michajłowicz jakoś zbyt szybko się pożegnał i równie pośpiesznie odszedł, chociaż było nam po drodze. Kozincew i Trau- berg milczeli. Wrażeniami się nie dzielili. Nie mieli na to ochoty. Ale widziałem, że w moich towarzyszach dokonuje się jakiś przełom. Bo była to chwila narodzin, a czuliśmy się jak na pogrzebie”. Ponury nastrój wywołała świadomość, że właśnie te prymitywne dźwiękowe scenki, które z estetycznego punktu widzenia były niczym – zwyciężają, są zwiastunem nowej epoki kina, przekreślającej wspaniały dorobek Wielkiego Niemowy. Nieodwracalność tego procesu obezwładniała. „Jeszcze nie wiedząc, jakie będzie dźwiękowe kino, czułem już, że zbliża się koniec mojej ukochanej niemej sztuki – ciągnie Blejman – że pracować tak jak dotychczas już nie można, kinematografia zmienia się i będzie inna. Jaka – tego.nie mogliśmy przewidzieć. Trzeba było zacząć poszukiwania wszystkiego: nowej dramaturgii, nowych zasad montażu, nowego systemu inscenizacji, zdjęć, słowem – szukać nowej estetyki, nowych sposobów odtwarzania rzeczywistości”.