NIEOCZEKIWANY KOLUMB

Na drugi dzień po pokazie zorganizowano konferencję, poświęconą twórczym i organizacyjnym problemom filmu dźwiękowego w ZSRR. Była to pierwsza konferencja filmowców, na której uczestnicy zabierali głos z wyraźnym ociąganiem, a ci, którzy mogli mieć najwięcej do powiedzenia – milczeli. Była to konferencja – jak ktoś powiedział — zaskoczenia i wątpliwości. Tymczasem sytuacja w radzieckiej produkcji filmowej układała się dość specyficznie. Eisenstein i Aleksandrów wyjechali na Zachód. Pracujący nad nowymi filmami czołowi reżyserzy, jak Room (Plan wielkich robót), Ko- zincew i Trauberg (Wioska na Ałtaju), Rajzman (Ziemia pragnie), Jutkiewicz (Złote góry), poczęli włączać do swych filmów elementy dźwięku — w miarę technicznych możliwości i własnej pomysłowości. Rezultatem były nie- mo-dźwiękowe hybrydy, w których podkład muzyczny, szmery i urywki dialogów starały się nadać nowy estetyczny wymiar obrazom, wykoncypowanym jeszcze w duchu filmu niemego. Natomiast pierwszy film uznany za autentycznie dźwiękowy – Bezdomni – wyszedł spod batuty nie któregoś cenionego już poprzednio reżysera, ale niespełna trzydziestoletniego debiutanta, Nikołaja Ekka, który dotychczas nakręcił tylko oświatowy film o hodowli bydła i garbowaniu skór. Bezdomni okazali się jednak rewelacją zarówno w skali krajowej, jak i światowej. Film ten – jak wiadomo – był wyświetlany także w Polsce, budząc zachwyty krytyków i wywołując dyskusje na temat przejmującej prawdy, drapieżności, a zarazem szlachetności zaprezentowanego na ekranie realizmu. Nigdy nie zapomnę napięcia, które na sali kinowej nieodmiennie wywoływał moment, gdy jeden z młodocianych bohaterów, wczoraj zawodowy złodziejaszek, teraz członek młodzieżowej komuny, dostawał do ręki sporą sumę pieniędzy i sam udawał się po zakupy do miasta. – Wróci czy nie wróci? – powstrzymywała oddech zemocjono- wana widownia. Chłopak nie był, oczywiście, aniołem i jak tylko nadarzyła się okazja, kradł – ale teraz już dla kolektywu, z którym czuł się związany.