Największe jednak zaktywizowanie stowarzyszeń nie mogło zapewnić należytego rozwoju filmu oświatowego

Sporadycznie wykorzystywanego jako ilustracja wykładów organizowanych przez te stowarzyszenia. W większości wypadków uzupełniał on programy rozrywkowe, gdzie przyjmowany był z różnym powodzeniem. „Jest u nas pewien procent filmów przeznaczonych do innej roli niż ta, którą spełniają pisała Stefania Heymanowa Sama nazwa wskazuje, że cel ich jest dydaktyczny, ale w praktyce służą do «obniżania podatku widowiskowego»”. W dalszym ciągu artykułu twierdzi autorka, że filmy te nużą i irytują większość widzów. Stanowisko to jest dyskusyjne. Można mu przyznać rację tylko w wypadku, gdy film jest zły i każe się oglądać go widzom po kilka razy. Według Heymanowej te same filmy, które w kinie rozrywkowym uważane są w najlepszym razie za zło konieczne, na innym terenie byłyby bardzo pożądane, a może nawet witane entuzjastycznie. Terenem tym jest przede wszystkim szkoła152. Trudno się z tym nie zgodzić. To, że zakłady kształcenia są terenem najwłaściwszym dla filmu oświatowego, nie ulegało już wówczas żadnej dyskusji. Na realizację tych słusznych postulatów trzeba było jednak jeszcze czekać. Tak zwana kinofikacja szkolnictwa uzależniona była nie tylko od przemyśleń teoretycznych, ale także od poziomu technicznego aparatów projekcyjnych, a przede wszystkim warunków ekonomicznych.
Trudności techniczne w latach 1933—1936 zostały pokonane w tym stopniu, że film wąskotaśmowy mógł być wyświetlany na normalnym ekranie (3X4) bez uszczerbku dla ostrości obrazu. Zunifikowanie szerokości taśmy ułatwiło międzynarodowy obieg filmów.